Czyli niech żyje ;-) PP (czytaj Poczta Polska)!!!
30.03 dostałam @ od organizatorek Włoczykijki, z zapytaniem czy dotarła już do mnie książka, która została wysłana przez autora. Zdziwiłam się mocno, bo szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że jestem do tej pozycji pierwsza w kolejce (o rety i pierwsza do recenzji, ale stres). Książka nie dotarła, więc następnego dnia ganiałam listonosza, bez skutku zresztą, w skrzynce też pusto.... Tak minęło kilka dni, zaglądałam do skrzynki, biegałam za listonoszem, który z daleka już bezradnie rozkładał ręce - nie ma! Wreszcie wczoraj (akurat jak na złość nikogo nie było w ciągu dnia w domu) w skrzynce znalazłam:
Szczęście moje nie znało granic, zdziwiło mnie trochę, bo awiza były 2, ale ponieważ spodziewałam się jeszcze innych przesyłek, pognałam na pocztę! Odstałam swoje w kolejce i :
To jest moment, kiedy panienka z okienka poszła po drugą przesyłkę, zdziwiłam się mocno, że druga była identyczna, ale zabrałam co moje i wróciłam do domu. Powstrzymałam się nawet, przed otwarciem przesyłek od razu po wyjściu z poczty i przyniosłam do domu:
A oto zawartość:
A dlaczego przesyłki są dwie? Pierwsza została wysłana zwykłą przesyłką dnia 28.03 zapewne, bo stempel na przesyłce jest z 29 jak widać:
A ponieważ tak długo nie mogła na miejsce dotrzeć, zachodziło podejrzenie, że nasza kochana poczta przesyłkę zagubiła więc 5.04 autor wysłał drugą książkę, tym razem priorytetem poleconym:
I tak obie dotarły do mnie tego samego dnia! Szczerze powiem, że z Warszawy do Warszawy 10 dni - to prawdziwe mistrzostwo świata! I tak coraz bardziej nie lubię tej paskudnej instytucji PP zwanej, zwłaszcza, że już kilka razy sprawiła mi różne mało fajne niespodzianki, chociaż mojego pana listonosza kocham, bo nie dość, że nie ucieka przede mną z krzykiem przerażenia, kiedy go ganiam po osiedlu (a zdarza mi się dość często niestety), to jeszcze kiedy nie zastanie mnie w domu, to na koniec pracy przychodzi jeszcze raz! Dzisiaj spotkałam go akurat przed blokiem i bardzo się cieszył, że wreszcie książka dotarła i sam nie posiadał się ze zdziwienia, że szła tak długo - dokładnie obejrzał wczoraj stemple na kopertach, nawet się tłumaczył, że to nie jego wina, że trwało to tyle czasu!
No ale ważne, że jest dotarła do mnie moja pierwsza Włóczykijka! Sama nie mogę w to uwierzyć!
Unikam poczty jak ognia. Nie dość że strata czasu, to jeszcze panie obsługujące robią łaskę, że wydają przesyłkę, która przecież nie przyszła do żadnej z nich tylko do mnie, skoro jest na niej moje nazwisko... Już nawet się zastanawiałam, czy jakiejś alternatywnej instytucji nie założyć :-)
OdpowiedzUsuńW końcu zapomniałam Ci życzyć miłej lektury, a głównie to chciałam przekazać :-)))
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że dotarły obydwie do Ciebie i mają się dobrze :) Teraz wypada życzyć miłej lektury :)
OdpowiedzUsuńFotorelacja jest świetna :)
Tajemnica.
Ja też mam miłą panią listonoszkę i gdy widzimy się "na mieście" to daje mi listy lub mówi, że nic nie ma. Oszczędzam jej jazdę na peryferie miasta:))))
OdpowiedzUsuńhihi ale mmiałaś perypetie z pocztą polską :) miłego czytania, super relacja
OdpowiedzUsuńO kurczę, 10 dni po mieście się błąkały paczuszki... niesamowite. Ja nie miałam takich incydentów z pocztą, ale faktycznie, lepiej jest wysyłać coś na większe odległości, wtedy nikt nie będzie odkładać czegoś na bok.
OdpowiedzUsuń