A oto książka w całej okazałości:
Na zakończenie chciałam powitać moją nową obserwatorkę - Elę. Bardzo się cieszę, że do mnie zaglądacie!
Katharsis futurum - Patryk Omen.
Szczęście moje nie znało granic, zdziwiło mnie trochę, bo awiza były 2, ale ponieważ spodziewałam się jeszcze innych przesyłek, pognałam na pocztę! Odstałam swoje w kolejce i :
To jest moment, kiedy panienka z okienka poszła po drugą przesyłkę, zdziwiłam się mocno, że druga była identyczna, ale zabrałam co moje i wróciłam do domu. Powstrzymałam się nawet, przed otwarciem przesyłek od razu po wyjściu z poczty i przyniosłam do domu:
A oto zawartość:
A dlaczego przesyłki są dwie? Pierwsza została wysłana zwykłą przesyłką dnia 28.03 zapewne, bo stempel na przesyłce jest z 29 jak widać:
A ponieważ tak długo nie mogła na miejsce dotrzeć, zachodziło podejrzenie, że nasza kochana poczta przesyłkę zagubiła więc 5.04 autor wysłał drugą książkę, tym razem priorytetem poleconym:
I tak obie dotarły do mnie tego samego dnia! Szczerze powiem, że z Warszawy do Warszawy 10 dni - to prawdziwe mistrzostwo świata! I tak coraz bardziej nie lubię tej paskudnej instytucji PP zwanej, zwłaszcza, że już kilka razy sprawiła mi różne mało fajne niespodzianki, chociaż mojego pana listonosza kocham, bo nie dość, że nie ucieka przede mną z krzykiem przerażenia, kiedy go ganiam po osiedlu (a zdarza mi się dość często niestety), to jeszcze kiedy nie zastanie mnie w domu, to na koniec pracy przychodzi jeszcze raz! Dzisiaj spotkałam go akurat przed blokiem i bardzo się cieszył, że wreszcie książka dotarła i sam nie posiadał się ze zdziwienia, że szła tak długo - dokładnie obejrzał wczoraj stemple na kopertach, nawet się tłumaczył, że to nie jego wina, że trwało to tyle czasu!
Udało mi się nawet upolować kwitnące mlecze, nie ma ich jeszcze na trawnikach, ale wyrosły na skrawku ziemi między chodnikiem i ścianą pawilonu:
Jamnik dopadł kępkę trawy i się "pasł"
A oto mój nowy wiosenny sweterek, zielony rzecz jasna, pod kolor moich ulubionych drewniaczków, fotka zrobiona przez Justynę w Szarotkowie i podkradziona (znowu) z jej bloga:
W Szarotkowie można się też zaopatrzyć w różne piękne włóczki, zdjęcie z poprzedniego, marcowego Szarotkowa, tym razem Marty nie było.

A nawet jest już jeden domek, na razie bez wejścia, ale wkrótce będzie, mąż zabrał się za pracę fachowo, ściągnął z internetu wymiary domków odpowiednich dla ptaszków jakie w nich zamieszkają, tak więc domki będą w pełni profesjonalne! !
To na razie tyle, wieczorem może będą zdjęcia z Szarotkowa, jeśli uda mi się usiąść jeszcze do komputera, bo wracam późno i jeszcze coś tam trzeba w domu zrobić!