niedziela, 31 marca 2013

Wesołych Świąt!


 Kochani, życzę Wam wesołych, pogodnych, rodzinnych Świąt, smacznego jedzonka, bogatego zajączka i ciepłego Dyngusa, oraz wiosny w sercach, bo za oknem.... U góry moja tegoroczna jajowa choinka - udało mi się wyprodukować trochę anaskowych pisanek i dla siebie!


 A taki widok z okna miałam w piątek pod wieczór, prawdziwie wiosenny, prawda?


Tyle na razie,biegnę do swoich obowiązków, bo za chwilę będę miała gości, jeszcze raz wspaniałych świat życzę wszystkim zaglądającym jeszcze do mnie, mimo, że tak rzadko się tu pojawiam!

środa, 13 marca 2013

Na końcu świata.

Ostatnio rzadko pokazuję się na blogu, bo remont mieszkania mamy zajmuje mi cale dnie, wracam do domu wieczorem, zjadam coś i padam, nie mam siły ani ochoty na nic. Jednak ostatnio zrobiłam sobie małe wagary - razem z Kaliną napadłyśmy Kasię na jej pięknym końcu świata, czyli odwiedziłyśmy Irlandię, a dokładnie  okolice Donegalu. Kasia ugościła nas niczym najbliższą rodzinę, obwieźli nas z małżonkiem po swoich pięknych okolicach i muszę przyznać, że w Irlandii się po prostu zakochałam i mam nadzieję, że uda mi się kiedyś tam wrócić, może w innej porze roku, co nie znaczy, że ta była zła - u nas właściwie jeszcze zima, a tam kwitną żonkile i inne rośliny (miejscami nawet rododendrony), temperatury dodatnie, no może trochę za dużo deszczu, ale pewnie i do tego można się przyzwyczaić. Były wycieczki, były rozmowy o książkach i nie tylko, było robótkowanie (tym razem  tylko ja i Kalina, ale Kasia kiedyś w tej dziedzinie też działała i może, zachęcona naszym przykładem do tego wróci). A teraz dosyć gadania, czas na oglądanie. Z Warszawy wyleciałyśmy przy zupełnie przyzwoitej pogodzie:


Po drodze też była nie najgorsza pogoda, na morzu było nawet widać statki :

 

Ale Dublin przywitał nas deszczem, na szczęście byłyśmy tam tylko godzinę, bo tyle czekałyśmy na autobus, który zawiózł nas do Donegalu, gdzie pogoda była nieco lepsza.


Tu  przepiękne okolice Kasi, która mieszka blisko do oceanu, może jest trochę wietrznie, ale widoki to rekompensują! Co tam fryzura, kiedy wokół świat taki wspaniały!

 



 Nic tylko woda i kamienie, no czasem jeszcze owca - mają takie śmieszne, białe z czarnymi pyskami:


  O a tu kawałek Kaliny widać, w kapturze, bo wiało mocno.
 
 

A koniki zamiast stajni mają płaszczyki :


Sporo jest też osiołków, za to niewiele kóz, które chyba w tych okolicach, na suchych trawach mogłyby sobie dać radę.


 Wszędzie kamienne płotki i  domy głównie z kamienia, czy te stare, po których zostały tylko ruiny, czy nowsze, domki są zazwyczaj niewielkie, za to bloków czy wielkich kamienic nie ma! 

 

 

Niektóre drzewa są porośnięte takim śmiesznym "długowłosym" mchem - to nie są  liście!


Tutaj park narodowy Glenveagh, czyli skały i suche trawy, natomiast ludzi niewielu, kilometrami jedzie się przez takie puste, dzikie okolice.



 


 Chociaż nad jeziorami, których jest sporo - to typowe okolice polodowcowe jest już nieco bardziej zielono.



 

A tu zamek Glenveagh, otoczony pięknymi ogrodami, w których  można spędzić nawet cały dzień, niestety padający deszcz nie pozwolił nam zbyt wiele po nim pospacerować, zwiedziliśmy tylko zamek i po krótkim spacerku wróciliśmy do samochodu.


A takie żółte, kwitnące krzaki są prawie wszędzie, te akurat koło domu Kasi.


 Ostatni dzień naszego pobytu spędziłyśmy w Dublinie, niestety pogoda nie była dla nas łaskawa, cały dzień padało, w związku z czym spacer po tym mieście stracił dużo na uroku, zwłaszcza dla mnie, bo mokre buty to stanowczo nie jest to co lubię.



 



 

Mnie marzyła się jeszcze wizyta w sklepie z włóczkami, w końcu Irlandia słynie ze swoich swetrów - aranów, wzorów irlandzkich, no ale niestety w Donegalu takich sklepów brak, a i w Dublinie nie udało się go znaleźć, zostałyśmy co prawda zaprowadzone do sklepu z wyrobami z wełny, ale motki włóczki występowały w nim wyłącznie jako dekoracja :(
Wszystko co dobre kończy się zbyt szybko, więc  skończył się i czas naszej wycieczki, nadeszła pora powrotu do domu, całą drogę leciałyśmy nad warstwą pięknych białych chmur, wyglądających niczym śnieg, albo bita śmietana :




A kiedy samolot schodząc do lądowania zbliżył się do ziemi, okazało się, że na niej leży prawdziwy śnieg, kiedy wylatywałyśmy była wiosna, jak to się mogło stać?


Kasiu kochana, dziękuję za  gościnę, już za Tobą tęsknię i wciąż żałuję, że mieszkasz tak daleko, chociaż dzięki temu mogłam zwiedzić Twój kawałek pięknej Irlandii! Do zobaczenia w Warszawie!